Za dwa dni zakończymy 2014 rok. Pamiętam, jak szykowałam podobny wpis dokładnie rok remu i nie jestem w stanie uwierzyć, że kolejny rok mam już za sobą i że czas tak szybko płynie. To również kolejny rok mojego blogowania i z tego faktu jestem bardzo zadowolona, ponieważ prowadzenie bloga i pisanie postów dla wszystkich osób, które tu zaglądają, jest dla mnie ogromną radością i pasją, przynosi mi sporo satysfakcji, a statystyki odsłon strony, Wasze komentarze, maile utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że nie tylko ja czerpię z pisania mojego bloga przyjemność. Dlatego chciałabym przy okazji końcówki roku podziękować wszystkim, którzy tu ze mną są, bez Was tej strony by nie było!
Normalnie o tej porze pojawiają się ulubieńcy miesiąca, dziś zapraszam na pierwszą część z ulubieńcami całego minionego roku. W tej części pojawią się moje typy najlepszych kosmetyków do pielęgnacji roku 2014, w kolejnym ukażą się ulubieńcy w makijażu. Zapraszam na wpis!
WŁOSY
Bumble and Bumble Pret-a-Powder to kosmetyk, który całkowicie zmienił moją stylizację włosów, zdecydowany faworyt, hit, bez którego nie wyobrażam sobie już pielęgnacji mojej czupryny. Suchy szampon, produkt dodający objętości, produkt stylizujący, tak można go po krótce opisać. Puder, który pachnie uzależniająco, potrafi w kilka sekund sprawić, że moje włosy zyskują ten matowy nieład, dostają niesamowitej objętości i zachowują swoją świeżość na dłużej. W tym roku był w bardzo częstym użyciu, nie przewiduję, aby w 2015 uległo to zmianie.
Bumble and Bumble Sunday Shampoo kolejny kosmetyk marki B&B, ale muszę przyznać, że od kilku lat produkty tej marki wiodą w mojej pielęgnacji i stylizacji włosów prym. Szampon Sunday jest niezastąpiony przy oczyszczaniu włosów i skóry głowy, które raz w tygodniu serwuję swojej głowie. Idealnie zmywa resztki środków do stylizacji, sebum, przykre zapachy, odświeża i oczyszcza włosy, że aż skrzypią, ale nie przesusza ich i nie powoduje efektu siana. Włosy są lekkie, idealnie się układają i zachowują świeżość na kilka dni. W kolejnym roku nie przewiduję dla niego zastępstwa.
Bumble and Bumble Hairdresser's Invisible Oil Primer w tym roku dbał o komfort rozczesywania moich włosów po myciu, chronił je przed wysoką temperaturą suszarki, prostownicy czy lokówki, nawilżał włosy, wygładzał je i powodował , że niebiańsko pachniały. W nadmiernej ilości potrafi obciążyć moje delikatne włosy, ale precyzyjny aplikator sprawia, że rozważnie rozpylony na włosy działa z nimi wiele dobrego. Ogromny plus za wydajność.
PIELĘGNACJA CIAŁA
Pat&Rub Cuddling Sugar Scrub to kosmetyk, który jak zaobserwowałam po Waszych komentarzach i recenzjach dziewczyn na innych blogach w 2014 był bardzo kontrowersyjny. Jedni chwalą go za jego odżywcze działanie, inni nazywają koszmarem o tłustej mazi, której nie można niczym usunąć. Ja należę do wielbicielek tego peelingu i jak dla mnie jego konsystencja nie różni się niczym od innych scrubów tej marki. Masuje skórę idealnie, wygładzając ją i ujędrniając, pozostawia na ciele białe masełko, które jest wynikiem połączenia wielu dobroczynnych olejów zawartych w kosmetyku (po prostu wmasowuję tą maź w ciało i wskakuję w piżamę). To, co przeważa na korzyść tego peelingu, to zapach, którego nie mogę porównać do żadnego innego peelingu tej marki. Ciepły aromat wanilii, karmelu i cytryny działa na moje zmysły niesamowicie kojąco. Cała seria to mój ogromny ulubieniec, oczywiście kosmetyki P&R mają duży plus za skład i całą filozofię marki.
Babydream Oil wypróbowałam dopiero w tym roku, chociaż w blogosferze pojawiał się od kilku lat jako hit. Ja byłam wierna oliwce HiPP i ciężko było mi się przekonać do tego olejku, który polecany jest dla kobiet w ciąży, ale skład i pochlebne recenzje sprawiły, że kupiłam go. Sama nie wiem, czy jest lepszy od HiPP, stosuję je na zmianę, ale fakt jest taki, że jak brakuje tej oliwki w mojej łazience, udaję się do Rossmanna po kolejne opakowanie. Genialny skład, przyjemny zapach, dobre działanie i jeszcze lepsza cena. Wmasowana w jeszcze wilgotne ciało oliwka, trzyma poziom nawilżenia na najwyższym poziomie.
PIELĘGNACJA TWARZY
Phenome Luscious Cream niestety nie pojawił się na zdjęciach, ponieważ miesiąc temu skończyłam słoiczek, który powędrował do kosza, ale był to jeden z najlepszych kremów, jakie dane mi było używać i wiem, że kolejny rok przywitam z nowym opakowaniem tego cuda. Gęsty, ale nieobciążający skóry i szybko się wchłąniający, genialnie nawilża skórę, sprawia, że jest elastyczna, napięta, odzyskuje zdrowy koloryt. Dla suchej/normalnej skóry to ratunek na plus dziesięć. Recenzję możecie przeczytać TU.
Clarisonic Mia2 całkowicie zmieniła oczyszczanie mojej cery. Z początku byłam sceptycznie nastawiona do tego typu oczyszczania skóry, ale po kilku próbach przekonałam się, że jest to genialny gadżet, bez którego nie chciałabym już się obchodzić. Soniczne szczoteczki czy to do zębów, czy do twarzy i ciała podbiły naszą pielęgnację, nic dziwnego, zasłużenie święcą triumfy.
Clinique Take The Day Off to ulubieniec sprzed kilku lat, o którym blogosfera w tym roku mi skutecznie przypomniała, więc nastąpił wielki powrót. Tu podobnie jak w przypadku peelingu z Pat&Rub, zdania na temat tego masła do demakijażu są podzielone. Moim zdaniem jest to genialny produkt, świetnie usuwa makijaż, pielęgnuje skórę, nie powoduje zaskórników, nie podrażnia. Skuteczność idzie w parze z wydajnością, za to kolejny plus. Mój nr 1 w demakijażu twarzy w tym roku.
Garnier woda micelarna 3w1 godnie zastąpiła ulubieńca zeszłego roku, czyli micel z firmy L'Oreal. Głównie za sprawą pojemności w stosunku do ceny, mamy tu aż 400ml, ale bardzo lubię tą wodę także za działanie. Idealnie ściąga makijaż oczu, nie podrażnia, nie uczula, podobnie zachowuje się na skórze twarzy, więc śmiało usuwam tą wodą pierwszą warstwę makijażu przy wieczornym rytuale oczyszczania twarzy. Moim zdaniem odpowiednik osławionej Biodermy, wybór należy do Was, ja przy niej zostaję.
REN Detox Mask jak dotąd wyparła wszystkie moje ulubione maski oczyszczające i nie cierpię z tego powodu, bo wiem, że nawet jeśli będzie jedyną maską na mojej półce, moja skóra tylko na tym skorzysta. Świetnie oczyszcza skórę, niweluje drobne niedoskonałości, rozświetla skórę nie przesuszając jej przy tym. Mój numer 1, na pewno pozostanie nim na dłużej. Detox dla skóry.
Nuxe Reve de Miel Lip Balm pojawił się również w ulubieńcach poprzedniego roku, ale musiałam go tu umieścić i tym razem, bo nie znalazłam balsamu, który by go przebił. Stosowałam go kilka lat temu na studiach, wtedy był niezastąpiony, wracałam do niego regularnie, w międzyczasie szukając czegoś, co mogłoby go chociaż trochę zastąpić, ale teraz stawiam tylko na niego, bo nic nie otula i nie regeneruje moich ust tak jak on. Do tego matowy efekt po aplikacji na ustach i to, że pozostaje na nich nawet na parę godzin sprawia, że nic nie jest w stanie go obecnie przebić.
To wszyscy moi ulubieńcy roku 2014 w pielęgnacji ciała i twarzy. Jestem bardzo ciekawa, czy któryś z tych kosmetyków należy również do Waszych hitów, a które nie koniecznie trafiają w Wasz gust. I już teraz zapraszam na kolejny wpis z ulubieńcami kolorówki!