W ostatnim czasie pojawiło się u mnie kilka nowości, a, że często na Instagramie po zamieszczeniu zdjęcia paczki pytacie, jaka jest jej zawartość, zdecydowałam, że dziś poświęcę temu osobny wpis. Sama lubię posty tego typu u innych, więc do dzieła, zobaczmy co przybyło w mojej łazience.
Jest tu kilka zupełnie nowych dla mnie kosmetyków i kilka sprawdzonych ulubieńców, liczę na to, że ze wszystkiego będę równie zadowolona.
Aesop Fabulous Face Cleanser to nowość w mojej pielęgnacji. Jak sama nazwa wskazuje, to cudowny żel do mycia twarzy. Przeznaczony jest do skóry suchej i wrażliwej, czyli idealnie wpisuje się w moją charakterystykę cery. W składzie same cudowności, wszystko na bazie oliwy z oliwek. Za zadanie ma oczyścić skórę, kojąc przy tym wszelkie podrażnienia i nie przesuszać jej. Za jakiś czas powrócę z notką, zobaczymy, czy sprawdzą się obietnice producenta.
Pat&Rub pomarańczowy scrub do ust to sprawdzony gadżet w mojej pielęgnacji. Po wersji kawowej, mam okazję wypróbować wersję pomarańczową, myślę, że na wiosenny klimat, który mam nadzieję lada moment nadejdzie, wpisze się idealnie. Co do peelingów do ust wiem, że zdania są podzielone, zbędny kosmetyk, gadżet, czy raczej niezastąpiony kosmetyk w codziennej pielęgnacji? Dla mnie niezbędnik, jeśli nie mam ochoty zrobić go sama, sięgam po sprawdzony produkt od Pani Rusin.
Pat&Rub samoopalające mleczko do ciała drugi z kosmetyków, który przywędrował do mnie w paczce z kosmetykami Pat&Rub. Zbliża się wiosna, mam nadzieję, że zrzucimy niedługo zimowe ciężkie okrycia, a co za tym idzie, będzie można odsłonić trochę ciała na pierwsze promyki wiosennego słońca. W zeszłym roku to mleczko samoopalające sprawdziło się u mnie genialnie i choć zapach niestety ma typowy dla tego typu produktów, to jest to jeden z niewielu samoopalaczy na rynku, który jest tak bezpieczny i przyjazny dla skóry.
Pat&Rub otulający balsam do ciała to ostatni z trójki zawartej w paczce. Ogromny ulubieniec nie tylko na zimowe, ale też na letnie dni. Świetnie nawilża i wygładza skórę, nie jest przy tym ciężki i bardzo szybko się wchłania. Jestem uzależniona od jego zapachu, zawsze i wszędzie.
Urban Decay Eyeshadow Primer Potion w kolorze Original to całkowita nowość w moim makijażu. O tej bazie przedłużającej trwałość cieni słyszałam i czytałam już naprawdę wiele, w końcu mam okazję ją wypróbować. Słyszałam o niej same superlatywy, liczę na to, że i u mnie będzie działała cuda:)
Bumble and Bumble Gentle Shampoo kilka lat temu, kiedy marka B&B nie była jeszcze popularna i znana w Polsce tak jak ma to miejsce teraz, kupowałam ten szampon w perfumerii Galilu. Pamiętam, że ponawiałam zakup trzy razy z rzędu, a wiedzieć musicie, że jest to szampon niezwykle wydajny. Przeznaczony do każego typu włosów, bardzo delikatny szampon, do stosowania codziennie, polecany szczególnie do włosów uwrażliwionych i przesuszonych. W tamtym okresie sprawdzał się u mnie genialnie, zobaczymy czy powrót po latach potwórzy jego sukces.
Aesop Camelia Nut Facial Hydrating Cream kolejna absolutna nowość z marki Aesop, którą mam okazję wypróbować. Krem nawilżający bazujący na orzechu kamelii, który przeznaczony jest do skóry suchej i wrażliwej. Miałam wcześniej przyjemność wypróbować go w formie mini saszetki, pierwsze wrażenia były nadzwyczaj pozytywne, za jakiś czas wrócę do Was z jego recenzją i potwierdzę, czy faktycznie jest to kosmetyk, w który warto zainwestować.
Phenome Replenishing Oil to kolejny powrót. W zeszłym roku ratował moją skórę nocą, kiedy to właśnie przy końcówce zimy była podrażniona i przesuszona do granic możliwości. W tym roku również przeciwdziała ściągniętej i napiętej skórze. Uwielbiam za bajeczną konsystencję i zapach.
Phenome Nourishing Sugar Scrub to mój pierwszy peeling do ciała tej firmy i po pierwszych testach jestem bardzo mile zaskoczona. Nie zostawia lekko natłuszczonej skóry jak w przypadku scrubów z P&R, ale wygładza ją i nawilża w bardzo przyjemny sposób i oczywiście rozkochuje w swoim zapachu.
Carmex w słoiczku był moją miłością przez bardzo długi okres, kupowałam go na zmianę z miodkiem do ust firmy Nuxe. W pewnym momencie mimo genialnego działania, zapach kamfory zaczął mnie drażnić i zaniechałam kolejnych uzupełnień. Ostatnio w Rossmannie sięgnęłam po jego wersję w sztyfcie o zapachu śmietankowym. Bałam się trochę, że mentol i kamfora będą nieprzyjemnie mieszać się z zapachem wanilii i używanie go będzie niemożliwe, okazało się jednak, że zapach jednej i drugiej nuty jest bardzo subtelny, a działanie pozostało niezmienione, ogromny plus!
Urban Decay Naked to ostatnia z nowości. Palety Naked mają już chyba wszyscy, każdy jest pod wrażeniem kolorów i konsystencji tych cieni. Z całej trójki najbardziej podoba mi się jedynka i to właśnie ona dołączyła teraz do mojego zbioru. Całość prezentuje się nieziemsko, nie ma w niej koloru, który by mi nie odpowiadał i faktycznie, kombinacji w makijażu z tą dwunastką jest nieskończenie wiele.
I to by było na tyle. Jak widzicie sporo kosmetyków do mnie wróciło, ale oznacza to tylko jedno, że mogę je w pełni polecić i są godne zakupu, więc jeżeli coś wpadło w Wasze oko wcześniej a zastanawialiście się czy zakupić dany kosmetyk, to przekonuję, tak, warto. Co do nowości, wszystko pojawi się na blogu w swoim czasie, jak tylko będę miała wyrobione zdanie co do działania kosmetyku. Czy jest coś z dzisiejszego wpisu, co znacie i lubicie, lub macie ochotę przetestować?