Pisząc ten post siedzę pod kocem, a gorąca kawa stoi obok na stoliku, jesień przyszła w tym roku tak nagle, kończąc lato, które przecież tak bardzo nas rozpieściło. Wakacje były dla mnie bardzo intensywne, pracowite, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że udane. Praca, praca i jeszcze raz praca, ale był też czas na chwilę odpoczynku, a koniec wakacji zwieńczony był przeprowadzką, która owszem, trochę dała w kość, ale końcowy efekt przyniósł mnóstwo zadowolenia i satysfakcji. Także w nowy sezon wchodzę pełna energii, z głową pełną pomysłów i planów na nadchodzące miesiące. A Was zapraszam na post z moją pielęgnacją wakacyjną, którą z powodzeniem kontynuuję już w jesiennym klimacie.
Kto z nas nie lubi wziąć orzeźwiającego prysznica w gorący dzień? (Jakże już tęsknię za latem!) A do tego prysznic cudownie pachnący cytrynową lemoniadą? Tak właśnie pachnie Orzeźwiający Olejek pod Prysznic naszej rodzimej marki Clochee, która nie dość, że jest z mojego rodzinnego Szczecina, to jeszcze tworzy kosmetyki w 100% naturalne, z najwyższej jakości składników. Nie inaczej jest w przypadku tego olejku, gęsty, konsystencją trochę przypomina lekki żel, cudownie napakowany olejem z migdałów i olejem z sezamu, bardzo delikatnie oczyszcza skórę pod prysznicem nie naruszając jej warstwy hydrolipidowej, delikatnie się pieni, w kontakcie z wodą zamienia się w aksamitną pianę, która dosłownie otula nasze ciało. Zapach tak mnie zaskoczył, piękny, pachnący cytrusami, ale też migdałem, słodkością, no musicie to poczuć na własnym ciele, obiecuję, że nie zawiedziecie się. Skóra po prysznicu nie jest ściągnięta, przesuszona, czy podrażniona. Wręcz przeciwnie-jest miękka, nawilżona, gładka, pachnie oczywiście niebiańsko. Kosmetyk ten będzie idealny na jesienny czas, kiedy zaczynamy nosić swetry, spodnie, a skóra zaczyna być nieprzyjemnie przesuszona. Zapach zdecydowanie będzie mi przypominał gorące dni i słońce!
Lato to wbrew pozorom ciężki czas dla włosów. Słońce, słona woda, częste związywanie bardzo je osłabiają i po lecie często są przesuszone i łamią się. Z pomocą przychodzi duet polskiej firmy BasicLab, która zajęła się produkcją kosmetyków tylko do włosów, stawiając na konkretne ich problemy i na konkretne cele.W wakacje miałam okazję używać duetu Capillas do włosów osłabionych, z tendencją do wypadania. Kosmetyki tej marki nie posiadają SLS, SLES, MiTu czy parabenów, za to przepełnione są składnikami naturalnymi, jak m.in. kofeina, żeńszeń, które sprawić mają, że nasze włosy będą gęste, lśniące i pełne życia. Przyznać muszę, że szampon jest genialny! Bardzo dobrze oczyszcza włosy, ale nie są one sztywne czy splątane, a lekkie, sypkie, odbite od nasady. Odżywka nie obciąża włosów, a dodaje im blasku i lekkości. Naturalne szampony będą idealne jesienią, aby przywrócić skórze głowy balans i ukojenie, a włosy wzmocnić i dodać im blasku.
Moja skóra jest bardzo sucha, wiem to nie od dziś, ale w tym roku płata mi ogromne figle i chyba już z wiekiem traci stopień nawilżenia totalnie, dlatego moje ukochane naturalne kremy nawilżające odstawiłam na rzecz sprawdzonego kosmetyku do zadań specjalnych, który zawsze ratuje moją skórę z opresji. Mowa o nawilżającym kremie do twarzy marki La Roche Posay Hydraphase. Krem przeznaczony jest do skóry suchej i bardzo suchej, alergicznej, podrażnionej, wrażliwej. Uwierzcie, radzi sobie z przesuszoną i podrażnioną skórą jak żaden inny! Natychmiast wygładza skórę i nawilża ją, koi, czy to po opalaniu, czy po zimnym, jesiennym wietrze. Utrzymuje ją nawilżoną przez wiele godzin, świetnie się wchłania, nie jest tłusty. Pachnie bardzo subtelnie, sprawdza się pod każdym makijażem. Zdecydowanie będę kontynuować pielęgnację z jego udziałem jesienią, kiedy to skóra wymaga specjalnej troski i ukojenia. Krem ten występuje w dwóch wersjach, lekkiej i bogatej. Posiadam tą drugą. Ogromnie polecam.
Bielenda w te wakacje zaskoczyła mnie chyba bardziej niż pogoda! Drogeryjna marka, dostępna w każdym Rossmannie, wypuściła serię Vegan, wypełnioną po brzegi naturalnymi składnikami. I tak kupiłam masło do ciała z tej serii, z masłem karite na głównym miejscu w spisie INCI. Jakże przyjemna konsystencja tego balsamu i jakże cudowny zapach, a także działanie! Super się wchłania, pozostawiając delikatną warstwę ochronną na ciele, wygładza skórę, regeneruje ją, uelastycznia. Zapach jest delikatne, bardzo przyjemny, przyjemna jest także cena tego kosmetyku, możemy go kupić za ok 16 zł! Latem ratował moją skórę po słonecznych kąpielach, jesienią będzie cudownie otulał ją swoim kojącym zapachem.
A jeśli o zapachach mowa, to moje ukochane Chanel mają konkurencję w postaci zapachu Yde2 polskiej marki Fridge! Perfumowana woda z nutą porzeczki, lukrecji, otulającego orzecha i kroplą słodkiej wanilii. Wszystko to sprawia, że zapach ten, lekki i przyjemny był nie tylko latem, ale jesienią będzie otulał jak sweter, tworząc woalkę z drzewa sandałowego i frezji. Cudowny zamiennik i coś wyjątkowego, jestem bardzo ciekawa innych zapachów tej polskiej firmy.
Jak widzicie letnia pielęgnacja nie musi być ograniczona tylko do jednego sezonu! Wszystkie kosmetyki bardzo Wam polecam i zachęcam, wypróbujcie je. To hity pod każdym względem (i sezonem;)