27 listopada 2015

New In

































Po przeczytaniu książki Joanny Glogazy "Slow Fashion. Modowa Rewolucja", bardzo zmieniłam moje nastawienie do zakupów, czy do posiadania rzeczy. I mimo, że książka mówi o modzie, przekaz jest szerszy i tyczyć się może każdej innej sfery życia, konsumpcji, czy zbędnych i ponadprogramowych zakupów. Gruntownie przejrzałam swoją szafę, z której pozbyłam się trzech wielkich toreb ciuchów, swoją rewolucję przeniosłam też do łazienki, z której wyzbyłam się kosmetyków, które stały nieużywane lub w zapasach, wiedząc, że nie będą mi one niezbędne, lub nim je otworzę, minie ich data przydatności, a bliskie mi osoby ucieszą się z opakowania nowego kremu czy tuszu. Zostawiłam tylko kilka butelek i opakowań tych produktów, których naprawdę regularnie używam i które wiem, że dla mojej skóry są dobre. Obiecałam sobie, że nie będę kumulować zapasów, a kupować będę tylko to, co najpierw wykończę i co będzie mi faktycznie potrzebne. I tak dotrwałam do pustych opakowań i z czystą głową, sumieniem i półkami mogłam uzupełnić w ostatnim czasie kilka produktów, którymi dziś podzielę się z Wami na blogu. Większość z tych kosmetyków jest dla mnie całkowicie nowa, większość też jest już w użyciu, praktycznie wszystkie zapowiadają się naprawdę fajnie. Zerknijcie co zasiliło moją pielęgnację i makijaż w ostatnich dniach! 

Dzięki uprzejmości Agaty z bloga BeautyIcon, z Warszawy przyleciał do mnie krem pod oczy z awokado firmy Kiehl's oraz nawilżająca maseczka na noc Origins. Krem to moje drugie opakowanie, jest tak genialny, silnie nawilżający i regenerujący okolicę oczu, że chętnie nabyłam go ponownie. Maseczka nawilżająca Origins natomiast jest dla mnie całkiem nowa, ale od długiego czasu po wielu pozytywnych recenzjach które czytałam na jej temat, miałam ochotę ją wypróbować. Póki co użyłam jej tylko raz, ale ten jeden wystarczył abym się nią zachwyciła i wszystko, co słyszałam na jej temat okazuje się być prawdą. Obłędnie pachnie, genialnie nawilża skórę i napina ją, dodatkowo ogromny plus za skład. Na pewno za jakiś czas wrócę z jej szerszą recenzją. O kremie Kiehl's możecie poczytać TU.
Uwielbiam nowe produkty do włosów, natomiast bardzo selektywnie podchodzę do ich wyboru. Co tu dużo mówić, po prostu bardzo lubię dobre szampony do włosów, jeszcze lepiej, jeśli faktycznie widać po nich efekty na moich kosmykach. Ze sklepu Hair2Go przyjechał do mnie szampon firmy Living Proof Perfect Hair Day. Szampon przeznaczony jest do każdego typu włosów, ma przedłużać ich świeżość, regenerować je i nawilżać jednocześnie, dbając także o ich gęstość i połysk. Czyli wszystko w jednym, okraszone obłędnie pięknym zapachem. Marka kusiła mnie już od jakiegoś czasu, więc tym bardziej cieszę się, że mogę ją wypróbować. Po kilku pierwszych myciach mogę powiedzieć, że szampon jest bardzo fajny, potrzebuję jednak jeszcze trochę czasu aby poobserwować reakcję moich włosów i skóry głowy po nim, a wtedy też napiszę szerzej o nim na blogu. Do szamponu ze sklepu przyleciała również pianka zwiększająca objętość włosów firmy Kevin Murphy. Użyłam jej tylko raz, tym na co zwróciłam jako pierwsze uwagę, jest jej świetny zapach. Rezultaty powiększenia czupryny również w krótce na blogu.
Powrót do latach zaliczył balsam do ciała Rejuvenate Aesop. Jego fantastyczny zapach jest idealny na tę porę roku, a działanie zadowoli nawet wybredne fanki nawilżania skóry. Dostać możecie go w perfumerii Galilu, a jego recenzję będziecie mogły przeczytać u mnie na blogu już niebawem. Firma Himalaya to marka, która produkuje naturalne kosmetyki oraz genialne naturalne pasty do zębów. Sparkling White od dawna należy do moich ulubionych, ale tym razem postawiłam na wersję Dental Cream i naprawdę uwierzcie, żadna pasta nie daje takiego odświeżenia i delikatnego wybielenia zębów niż ta. Hit!
Ze sklepu online MAC przyjechał do mnie rozświetlający korektor w pisaku Prep and Prime Light Boost. Od jakiegoś już czasu chciałam go wypróbować, a nocne wstawanie do córki i krótkie noce idealnie wpisały się w potrzeby wypróbowania tego korektora właśnie teraz. Jest już w stałym użyciu i jest dosłownie fantastyczny, wrócę z nim niedługo na bloga. Również z Maca jest kredka do ust w kolorze Go for Girlie, cudowny, cukierkowy i bardzo dziewczęcy róż, który będzie pasował do każdej karnacji. Przepiękny, doda świeżości makijażowi w te ciemne, posępne zimowe dni.
Olejek Prodigieux aptecznej firmy Nuxe jest moim ogromnym ulubieńcem od lat. Uwielbiam go nie tylko za wspaniałe odżywcze właściwości, ale przede wszystkim jestem uzależniona od jego zapachu. Dlatego gdy zobaczyłam, że firma wypuściła na rynek żel pod prysznic ze złotymi drobinkami z tej serii, obiecując, że zapach żelu jest identyczny jak w kultowym już olejku, skusiłam się i kupiłam go, chociaż od długiego już czasu pod prysznicem stosuję tylko naturalne mydła w kostce. Niestety, ten zakup to był błąd, żel zupełnie nie pachnie jak olejek, jest mało wydajny i nie nawilża skóry. Na szczęście szybko się kończy, więc jego żywot niedługo dobiegnie końca. 
Internetowy sklep Organicall zachwycił mnie dostępnośćią kosmetyków, które w Polsce są nowością, a na świecie od długiego już czasu zachwycają nie tylko przeciętnych ale świadomych konsumentów, ale także gwiazdy. Z szerokiego asortymentu naturalnych i organicznych kosmetyków, w moje ręce wpadło serum amerykańskiej firmy Suki, które jest bombą witaminową dla skóry i dba o to, aby dodać blasku naszej cerze, nawilżyć ją , odmłodzić, zredukować drobne linie i zmarszczki, dodać jej wigoru, różany tonik brytyjskiej firmy Skin&Tonic, której filozofia opiera się na użyciu maksymalnie siedmiu składników w swoich kosmetykach oraz regenerujący szampon i odżywka z lipą austriackiej firmy Less is More, której hasłem przewodnim jest Funkcjonalność.Czystość.Organiczność. Wszystkie kosmetyki są w użyciu i każdym jestem już zachwycona, ale na szczególną uwagę zasługuje serum Suki, które dosłownie zachwyciło mnie i moją skórę na tyle, że nie mam ochoty na żadne inne serum w mojej pielęgnacji! Na pewno recenzje tych kosmetyków z czasem pojawią się na blogu, Wam polecam odwiedziny w tym genialnym sklepie internetowym.
Również za sprawą Agaty z bloga BeautyIcon, która na swoim blogu zachwalała micele Mixa zdecydowałam się na zakup micelarnego płynu do skóry wrażliwej tej firmy. Płyn przepięknie pachnie różami, jest ultra łagodny dla mojej suchej i wrażliwej cery i bardzo dobrze oczyszcza skórę. Jestem bardzo na tak i chętnie wypróbuję pozostałe płyny micelarne tej marki. 
Zdecydowałam się także na wypróbowanie kawowego scrubu firmy Body Boom, który w ostatnim czasie robi furorę na Instagramie i blogach. Nic dziwnego, scrub jest ge nial ny! Jeżeli jeszcze go nie mniałyście, koniecznie musicie to nadrobić. Kapitalnie wygładza skórę, ujędrnia ją a zapach...nie umiem tego nawet opisać, bajka! Na plus zasługuje również to, że jest to nasza rodzima firma, a wszystkie składniki peelingu są naturalne.

I to wszystkie nowości, które ostatnio się u mnie pojawiły. Coś szczególnie przykuło Waszą uwagę? O którymś kosmetyku szczególnie chcielibyście przeczytać na blogu? A może już znacie i lubicie te kosmetyki?


15 listopada 2015

Nierafinowane i organiczne masło shea Ministerstwa Dobrego Mydła - właściwości i zalety
































Są kosmetyki, których właściwości wypada znać, a jeszcze lepiej, które po prostu dobrze mieć. To takie kosmetyki, które nie są żadną fanaberią, naprawdę działają i to nie tylko na jednym, określonym typie skóry, ale których właściwości doskonale sprawdzają się dosłownie u każdego, przynosząc wiele korzyści ze stosowania ich. Jednym z takich genialych kosmetyków jest masło shea. Jestem więcej niż pewna, że większość z Was zna doskonale ten olej, który jest dodatkiem wielu balsamów, maseł do ciała, a także występuje solo, jako wszechstronny produkt pielęgnujący, o którym dziś.
Bo takie też jest organiczne masło shea w najczystszej swojej postaci z naszej polskiej, rodzimej marki Ministerstwo Dobrego Mydła. Masło shea, znane również jako masło karite, to olej roślinny pozyskiwany z nasion afrykańskiego drzewa masłosz Parka. Masło to ma zastosowanie w kuchni oraz w kosmetyce, ponieważ zawiera wiele cennych składników, idealnie dbających o naszą skórę. To z Ministerstwa pochodzi z Ghany, jest niearfinowane, co oznacza, że nie zostało pozbawione cennych witamin i minerałów, dbających o jego najlepsze właściwości. Masło zapakowane jest w słoiczek z ciemnego szkła, zawiera 50 gramów produktu, a jego data przydatności opisana jest na naklejce, gdzie znajdziemy także inne podstawowe informacje o produkcie. Zaznaczyć warto, że data ta tyczy się także otwartego już produktu, ponieważ jest to produkt bezwodny, więc jego przydatność jest dłuższa. W środku jest już tylko stuprocentowe dobro. Bardzo gęsta i zbita formuła po chwili rozgrzewania w dłoniach zamienia się w olejek, który idealnie i bezproblemowo aplikuje się na skórę, pokrywając ją ochronną warstewką. Nie jest to kosmetyk, który idealnie się wchłania, nie zostawiając żadnego filmu czy poświaty na skórze, o na pewno nie. Dlatego ja lubię używać go wieczorami, gdy wskakuję w luźną piżamę, lub dres, bo zakładanie dopasowanych spodni po jego aplikacji jest przynajmniej niekomfortowe:) Wyczuwalny, lekko tłustawy film jest niczym, w porównaniu z tym, jakie korzyści po jego regularnym stosowaniu odnotujemy! Tak, bo masłem shea możemy smarować się dosłownie od stóp do głów, mając pewność, że zadziała tam gdzie trzeba. Masło nie posiada żadnych sztucznych barwników czy aromatów. Posiada deliaktnie żółtawą barwę, a jego zapach jest delikatnie orzechowy, dość specyficzny. Produkt jest bardzo delikatny, nie spowoduje alergii, może być stosowany na najbardziej wrażliwej ze skór-dziecięcej, a także idealnie sprawdzi się u osób z atopowym zapaleniem skóry. Łagodzi, nawilża, działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie, przyspiesza gojenie ran, zapobiega utracie wody z naskórka. Może pełnić także rolę naturalnego filtra przeciwsłonecznego, który może wysoki nie jest, bo oscyluje między wartością SPF6 a 10, ale jest to w pełni naturalna ochrona. Masło możemy nakładać na całe ciało, genialnie je nawilży, uelastyczni, złagodzi wszelkie podrażnienia, fantastycznie nawilża usta, czy delikatną skórę pod oczami, a także genialnie zadba o spękane, suche stopy. Jest całkowicie bezpieczny dla kobiet w ciąży, uelastycznia skórę i chroni ją przed rozstępami, więc idealnie nadaje się do smarowania nim rosnącego brzuszka. Także u niemowląt pięknie wygoi chociażby podpieluszkowe odparzenia, a u starszych dzieci złagodzi i wyrówna szorstką czy podrażnioną skórę. To tylko kilka z jego zastosowań, bo jest ich naprawdę masa, myślę, że każdy znajdzie swoje ulubione. Ja nakładam masło na całe ciało, delikatnie je wmasowując, kończę grubszą warstwą na stopach. Ciało jest idealnie gładkie, bardzo nawilżone, skóra stóp miękka, odporna na otarcia czy podrażnienia. Zaznaczyć trzeba, że produkt jest bardzo wydajny,dlatego cieszy mnie jego długa data przydatności, używam tego masła od dobrych kilku miesięcy, a jeszcze sporo go zostało. Jest to naprawdę kosmetyk, który warto mieć w swojej łazience, jego atutem jest też cena, za słoiczek zapłacimy tylko 15 zł. Uważam, że to niewiele, zważając na jego cudowne właściwości. Masło kupicie w sklepie online Ministerstwa Dobrego Mydła, ogromnie je Wam polecam, wypróbujcie!

Znacie masło shea w czystej postaci, czy wolicie raczej kosmetyki, w których jest tylko surowcem i jednym z wielu składników? 

8 listopada 2015

Snapshots of the Week 78

 1. Matka i selfie. 2. Szumiś bohaterem w naszym domu. 3. Taka kawa. 4. Mój czas.
 5. Jesień w domu. 6. Jesiennymi popołudniami. 7. Chałka. 8. Omlet.
 9. Nowe Ministerstow Dobrego Mydła. 10. Taką jesień to ja rozumiem. 11. Details. 12. Coffee I like you.
 13. Mam już dwa miesiące! 14. No to żółwik!
 15. OOTD1. 16. Big Love sweter.
 17. Camelove. 18. Futro.

Przypominam, że na stronie https://www.danielwellington.com/pl/ do 15.11.2015 na hasło JUICYBEIGE czeka na Was zniżka 15% na dowolny zegarek! 

5 listopada 2015

Ulubieńcy października


































Kolejny miesiąc za nami, przed Wami kolejni ulubieńcy w tym roku, tym razem ulubieńcy paździenrika. Rozpoczął się listopad, chyba najmniej lubiany przeze mnie miesiąc w roku, więc trzymam kciuki, aby minął tak niespotrzeżenie jak październik, nie dokuczając mi nadto swoimi mglistymi porankami i mokrymi popołudniami. A jak Wy obchodzicie się z jesienią?

PIELĘGNACJA

Ministerstwo Dobrego Mydła mydło w kostce Ryż, które może najbardziej fotogeniczne nie jest i do zdjęć takie lekko już zmydlone pozowało średnio, ale jest tak genialne, że musiałam o nim wspomnieć. Zaznaczam, że mydeł w kostce przerobiłam już sporo, od długiego już czasu całkowicie wyparły te w żelach i kremach, ale staram się sięgać tylko po te naturalne, ze składników naprawdę świetnej jakości. Takie też są mydła z Ministersta Dobrego Mydła, a to ryżowe pochodzi z nowej ich serii, hipoalergicznej. Mydło przeznaczone jest do skóry wrażliwej, świetnie sprawdzi się u osób z bardzo suchą skórą (patrz JA), u dzieci, u osób z atopowym zapaleniem skóry i alergików. Nie posiada zapachu, co zupełnie mi nie przeszkadza, bo nadrabia swoją genialną, odżywczą kompozycją z oleju migdałowego, oleju z otrąb ryżowych, oliwy z oliwek, oleju kokosowego, oleju rycynowego oraz masła kakaowego i masła shea. Bardzo przyjemnie się pieni i dosłownie relaksuje skórę zupełnie jej nie przesuszając. Skóra jest czysta, odświeżona, bez efektu ściągnięcia, a mydło tak delikatne, że umyjecie się nim dosłownie od stóp do głów. Genialne, bardzo polecam. W kolejce czeka na mnie ich mydło nagietkowe, mam nadzieję, że będzie równie świetne. 

Yope to kolejna polska marka, która robi mydła, tym razem w płynie, ale również naturalne z wysoko wyselekcjonowanych składników. Już od długiego czasu kupuję tylko ich mydła do rąk, ale zwłaszcza teraz doceniam ich genialne działanie i składy. Mycie rąk to dla mnie podstawa, nie muszę chyba o tym Wam pisać, każdy wie, jak higiena dłoni jest ważna, ale przy niemowlaku mycie rąk jest dosłownie nagminne, dłonie myję praktycznie co chwilę, dlatego dobry i delikatny preparat jest mega ważny. Yope spisuje się fenomenalnie, delikatnie się pieni, ale bardzo ładnie oczyszcza dłonie, nie sprzyja ich wysuszaniu nawet przy częstym myciu, a zapach dosłownie czaruje. Wspomnieć też muszę o opakowaniu tych mydeł, trafiają w mój gust w stu procentach i cieszą moje oko za każdym razem, gdy z nich korzystam:) Na zdjęciu widzicie wersję wanilia plus cynamon, które genialnie sprawdza się w te chłodniejsze dni, ale używam jej na przemian z figą, która pachnie równie obłędnie, a w kuchni sięgam po cytrynową i świeżą wersję z werbeną. Polecam, wypróbujcie! PS. Genialnie umyją też całe ciało, nawet to wrażliwe, oraz wypiorą jak trzeba pędzle do makijażu;)

Nuxe umila mi wieczorne rytuały oczyszczania twarzy swoim delikatnym, żelowym scrubem z płatkami róż. Preparat jest przeznaczony do skóry suchej, wrażliwej, nie jest to typowy mocny zdzierak, który bardzo mocno złuszczy nam naskórek. Ten delikatnie masuje skórę, wygładzając ją bez podrażnień i dopełniając demakijaż. Lekka, żelowa konsystencja i cudowny zapach sprawiają, że aplikacja tego kosmetyku jest niezwykle komfortowa i przyjemna. Skóra po jego użyciu jest gładka, świeża, lepiej przyjmuje kolejne kroki pielęgnacji. Jeśli szukacie czegoś delikatnego do częstego użycia, ten peeling zdecydowanie jest wart zakupu.

Vichy z zieloną kulką to mój ulubieniec od lat. Kupowałam go regularnie, aż któregoś razu postanowiłam wypróbować antyperspirant z firmy Neutral, który, przez swoją zdecydowanie korzystniejszą cenę i bardzo skuteczne działanie sprawił, że o Vichy na jakiś czas zapomniałam. Niestety, od jakiegoś czasu Neutral po prostu przestał się spisywać, nie działał tak jak wcześniej, dlatego w pażdzierniu wróciłam do Vichy i myślę, że zmiany już nie są nam pisane. Kolejny już raz udowadnia, że nie ma sobie równych i jest genialnym kosmetykiem, który najlepiej chroni przed potem i przykrym zapachem. 

MAKIJAŻ

Chanel swoimi cieniami w kremie kupił mnie już dawno. Kremowa, przypominająca delikatny mus konsystencja, komfort szybkiej aplikacji i cudowne, trwałe kolory to strzał w dziesiątkę. Mój makijaż przy maluszku musi być  dosłownie ekspresowy, dlatego zależy mi na sprawdzonych kosmetykach, które mi go ułatwią i nie zawiodą w ciągu dnia. Cienie Chanel zdecydowanie wpisują się w te wymagania, a październikiem rządził kolor Mirage, który na moich powiekach lądował bardzo często. Połączenie brązu i złota, które idealnie wpisuje się w ten jesienny klimat, pięknie otwiera oko, delikatnie się mieni i ociepla każdy makijaż. Trwałość na piątkę z plusem, na bazie Urban Decay trwa u mnie cały dzień. 

Clarins Lip Perfector to kolejny kosmetyk hit, któremu wierna jestem już kilka lat. W tym miesiącu również doceniłam jego genialne działanie pielęgnacyjne, bo po aplikacji usta są nawilżone na długie godziny, wygładzone i żaden wiatr nie jest w stanie im zaszkodzić. Do tego piękne naturalne kolory, bajeczny zapach i kultowy już aplikator w gąbce sprawiają, że mogę nałożyć go w locie jedną ręką, drugą prowadząc wózek ;) Dwa odcienie, 05 i 03 to te kolory, które goszczą u mnie non stop. Nie wiem, czy jest jeszcze ktoś, kto nie miał tych błyszczyków? Jeśli tak, koniecznie musi to zmienić i wypróbować Lip Perfector, pokocha go i już zawsze będzie chciał mieć go przy sobie!

To wszyscy moi ulubieńcy minionego miesiąca. Znacie któryś z wymienionych kosmetyków? Jakie kosmetyki u Was spisały się w październiku?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...