31 maja 2015

Kosmetyczni ulubieńcy maja































W piekarniku dochodzi słodko-kwaśna tarta z rabarbarem, popijam domową lemoniadę, a okna musiałam przysłonić roletami, bo słońce odbijało się w monitorze, uniemożliwiając mi pisanie tego posta. Prawie lato, prawie czerwiec. Ostatni dzień maja przynosi ulubieńców kosmetycznych kończącego się miesiąca. Mam nadzieję, że i u Was nastroje prawie wakacyjne:)

PIELĘGNACJA

Ministerstwo Dobrego Mydła i ich olej śliwkowy zawładnęli moją pielęgnacją w maju. Po wieczornym prysznicu, na lekko wilgotną skórę wcieram ten cudowny, pachnący marcepanem olejek w całe ciało, delikatnie je masując. Olejek jest w stu procentach naturalny, nierafinowany, wytłaczany i produkowany we Francji. Idealnie nadaje się do skóry suchej, wrażliwej, jest bogaty w kwasy linolowy, oleinowy oraz witaminę E i antyoksydanty. Idealnie koi moją suchą skórę ciała, nawilża ją, uelastycznia, nie jest ciężki, więc w miarę dobrze się wchłania. Możemy go stosować również na końcówki włosów, skórki i paznokcie oraz spierzchnięte usta. Co ciekawe, sprawdzi się również dla osób borykających się z trądzikiem, tłustą i zanieczyszczoną cerą! Wystarczy dodać go do kremu w rozcieńczeniu ok 30% i cieszyć się zdrową cerą. Ogromny hit, ogromny ulubieniec, kolejna butelka czeka już w zapasie, polecam naprawdę każdemu. 

Sylveco peelingująca odżywcza pomadka do ust to gadżet, który testuję po raz pierwszy. Przyznaję, że ogromnie trafiła w mój gust i spisuje się fantastycznie. Pomadka jest hipoalergiczna, zawiera bogaty w NNKT olejek z wiesiołka, wosk pszczeli oraz masło roślinne, które dobrze natłuszczają i odżywiają suche usta, a w tej mieszance zatopione są drobinki brązowego cukru, który przy każdej aplikacji usuwa martwy naskórek i wygładza usta. Nie stosuję jej codziennie, sięgam po ten sztyft co kilka dni i faktycznie zauważyłam, że moje usta są w znacznie lepszej kondycji, a wiedzieć musicie, że mam dość suche usta z tendencją do szorstkości i wysuszenia. Kosmetyk ma fajny,naturalny skład, bardzo dobrą cenę, więc na pewno po wykończeniu tego opakowania jeszcze się spotkamy. Ciekawostką jest też to, że w składzie pomadki znajdziemy betulinę, więc jeżeli cierpicie na nawracającą opryszczkę, ten aktywny składnik złagodzi jej objawy!

Kiehl's Midnight Recovery Concentrate to silnie skoncentrowane serum na noc, składające się w 99% ze składników naturalnych. Koncentrat ten na pewno jest Wam dobrze znany, ten kosmetyk jest już chyba kultowy na całym świecie, ja jednak mam przyjemność sprawdzać jego działanie dopiero od około trzech miesięcy. I muszę potwierdzić wszystkie zachwyty, których naczytałam się i nasłuchałam już na jego temat. Olejek nie jest tłusty ani ciężki, bardzo szybko się wchłania, na uwagę zasługuje też jego wydajność, dosłownie trzy kropelki wystarczą na całą twarz! Nie zapycha mnie, rano skóra jest ukojona, nawilżona, wygładzona i wypoczęta. Odkąd go stosuję, praktycznie w ogóle nie pojawiają się na mojej cerze niespodzianki, a jeśli już cokolwiek wyskoczy, po nocy jest zredukowane do minimum i zneutralizowane. Taki mały cudotwórca, który do tego pachnie lawendą i uprzyjemnia wieczorną pielęgnację. Na pewno pojawi się osobny post na blogu z pełną recenzją. 

MAKIJAŻ

MAC i hybryda brązera oraz różu w kolorze Baby Don't Go, gości w mojej kosmetyczce po raz pierwszy. Z MACa posiadam jak do tej pory tylko jeden róż, który dostałam w prezencie ponad rok temu, a jest to Well Dressed, z którego jestem szalenie zadowolona i który wydaje się być różem bez dna. Tu jest trochę inaczej, konsystencja jest bardziej pudrowa, miękka i dość pyląca, chociaż nie widać jeszcze denka w produkcie, to na oko mogę zdecydowanie powiedzieć, że skończy swój żywot znacznie szybciej niż wspomniany wcześniej WD. Nie wiem z czego ta różnica wynika, ale nie przeszkadza mi to zupełnie, bo wszystko wynagradza mi kolor, który jest bardzo delikatny, nie znajdziemy w nim krzty pomarańczowych tonów, bardzo delikatnie ociepla nawet najbardziej jasną karnację, dobrze się blenduje i trwa długie godziny na twarzy. W maju stosowałam go solo bądź w połączeniu z innym różem, w obu opcjach jest bajecznie.

MAC Extended Play Giga Lash to mój ulubieniec, do którego wracam co jakiś czas. Ten tusz ma chyba najwygodniejszą szczoteczkę świata, małą, wąską, bardzo poręczną, która dobrze rozdziela i rozczesuje rzęsy, wydłuża je, nie osypuje się w ciągu dnia, nie powoduje efektu pandy, a daje przy tym bardzo naturalny look. Lubię i często wracam, maj należał do tej mascary.

Bourjois Healthy Balance puder, który pomoże wykończyć makijaż nie tworząc płaskiego matu na twarzy, a rozświetlając twarz i utrwalając cały makijaż jak należy. Posiadam kolor 53, któy idealnie stapia się z moją karnacją. Nie nakładam tego pudru na całą twarz, raczej utrwalam nim korektor rozświetlający pod oczami, czy delikatnie przeciągam pędzlem po strefie T. Genialnie sprawdza się też solo, tworząc tą niewidzialną woalkę na twarzy, która sprawia, że wyglądamy świeżo. Pokuszę się i stwierdzę, że przypomina mi bardzo Chanel Les Beiges, dużej różnicy między nimi nie widzę, no może poza ceną. Bardzo fajny produkt.

Czy znacie któregoś z moich ulubieńców? Coś przykuło szczególnie Waszą uwagę i o czymś chętniej poczytacie więcej? 

26 maja 2015

Produkt genialny- Quenching Powerful Serum | Phenome
































Kosmetyki polskiej marki Phenome przewijały się już na blogu kilka razy. Lubię te produkty, głównie za genialne, w pełni naturalne składy oraz faktycznie dobre działanie i chociaż mało który produkt tej firmy się u mnie nie sprawdził, to mam wśród marki swoje hity, do których stale wracam i ot, przyjemne kosmetyki, ale jednorazowe spotkanie nam wystarczyło. Kosmetyk, o którym dziś Wam napiszę, pojawił się u mnie pierwszy raz, ale zdecydowanie trafia do grona ogromnych ulubieńców i szczerze, nie wyobrażam sobie bez niego mojej codziennej pielęgnacji twarzy. 

Mowa o nawilżającym serum Quenching Powerful Serum. Myślę, że większość z nas definicję słowa serum ma opanowaną do perfekcji, ale wspomnę, że serum, to kosmetyk, który ma większe stężenie substancji aktywnych od kremu, jego działanie to dawka uderzeniowa nawilżenia, ujędrnienia, regeneracji dla naszej cery, która wspomaga działanie codzienniej pielęgnacji. Czy warto inwestować i stosować tego typu kosmetyk? Zdecydowanie! Zależnie od tego, jaki mamy problem z cerą, powinniśmy dobrać idealny dla naszych potrzeb preparat, który potrafi pomóc w walce z trądzikiem, przywrócić nawilżenie suchej skórze, działać liftingująco, przeciwzmarszczkowo, czy rozjaśniać przebarwienia. Na rynku dostępnych jest wiele preparatów, na pewno każdy dobierze coś dla siebie. 
Quenching Serum jest preparatem przywracającym skórze nawilżenie, ale nie jest przeznaczony tylko i wyłącznie do skór suchych, a to wszystko dzięki swojej bardzo lekkiej, żelowej i natychmiast wchłaniającej się konsystencji. Ten lekki żel o bezbarwnym kolorze i zupełnie pozbawiony zapachu potrafi zdziałać cuda. Wszystko to za sprawą genialnego składu, w którym odnajdziemy wysoko wyselekcjonowane naturalne składniki aktywne takie jak : sok aloesowy, który nawilża skórę, proteiny pszenicy, które dbają o odżywienie, nawilżenie i ukojenie naszej cery, olejek z róży damasceńskiej działający odświeżająco, nawilżająco, zmiękczająco, regenerująco i wpływa pozytywnie na napięcie skóry, kwas hialuronowy, który wiąże wodę w naskórku, ekstrakt z róży francuskiej działający przeciwstarzeniowo i przeciwutleniająco, ekstrakt z owoców goji, który dodaje skórze witalności, ekstrakt z owoców liczi działający nawilżająco, oraz wyciąg z passiflory, który koi, regeneruje i łągodzi. Wszystko to na bazie wód roślinnych, które dostarczają skórze niezbędnych minerałów i witamin. Jak widzicie prawdziwa bomba regenerująca dla skóry! Serum nakładam codziennie rano, po oczyszczeniu cery, jako pierwszy krok pielęgnacyjny. Jedna aplikacja ze szklanej pipetki wystarcza na to, aby pokryć całą twarz. Serum jak już wspomniałam jest bardzo lekkie, żelowe, przy nakładaniu na skórę cudownie łagodzi wszelkie podrażnienia, odświeża cerę i daje poczucie lekkiego napięcia, ale nie jest to wynikiem przesuszenia, a delikatnego liftingu. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawiając lepkiej warstwy, więc nie muszę czekać i mogę przystąpić do nałożenia mojego regularnego kremu na dzień oraz kremu pod oko. Serum bardzo dobrze współpracuje z kosmetykami innych marek, nie roluje się pod nimi, czy pod makijażem, idealnie wygładza cerę. Używam go systematycznie od ponad trzech miesięcy i w tym czasie moja bardzo sucha skóra odzyskała komfort, nawilżenie, jest zdecydowanie wygładzona, ma ładny koloryt, nawet bez kremu, po umyciu, nie jest bardzo ściągnieta i przesuszona. Serum naprawdę działa i świetnie poprawia kondycję cery. Pamiętajmy, że nie tylko sucha cera wymaga nawilżenia, Ci z Was, którzy borykają się z cerą trądzikową, przetłuszczającą się czy mieszaną, również muszą zadbać o odpowiedni poziom nawilżenia skóry! Dla Was to serum również genialnie się sprawdzi, ponieważ nie obciąża cery, jest bardzo lekkie, więc nie będzie wzmażało przetłuszczania się czy to strefy T, czy też całej buzi. Dla sucharków takich jak ja jest to Must Have, naprawdę poczujecie różnicę w nawilżeniu Waszej skóry. 

Serum jest bardzo wydajne, przy używaniu go już czwarty miesiąc, zużyłam połowę opakowania, cała szklana buteleczka mieści w sobie 30 ml i kosztuje na stronie producenta 139zł. Nie jest to mało, na pewno, ale myślę, że za dobre serum warto zapłacić trochę więcej i cieszyć się zadbaną cerą, zwłaszcza, że na stronie marki TU, bardzo często pojawiają się wszelkie promocje, więc można nabyć ten kosmetyk znacznie taniej. 

Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii na temat używania tego typu kosmetyków, czy macie swoje ulubione serum? Koniecznie zostawcie swoje typy w komentarzach i dajcie znać, co u Was sprawdza się najlepiej. A może znacie już Quenching Powerful Serum?

23 maja 2015

Borrowed&Blue | Essie






























Dziś post jak na sobotę przystało, lekki i przyjemny, lakierowy, bo dawno już takiego tu nie było. Nadal jestem wierna lakierom Essie, już od długiego czasu natomiast nie pojawiały się u mnie żadne nowości jeśli chodzi o emalie do paznokci, ale jak mogliście zobaczyć w ostatnim wpisie z nowościami KLIK, w kwietniu do mojej gromadki przybyły nowe pastele na wiosnę, w tym kolor Borrowed&Blue, o którym w dzisiejszym poście. 

Mój egzemplarz przyjechał do mnie z Minti Shop, jest to wersja profesjonalna, z cienkim pędzelkiem. Nie wiem, czy się mylę, ale zdaje mi się, że wszystkie lakiery Essie w Minti dostępne są właśnie w takiej wersji. Mimo to, iż wolę wersję z pędzelkiem szerokim, na profesjonalne specjalnie nie narzekam, tu także aplikacja jak dla mnie jest bezproblemowa. Lakier nie jest gęsty, ale też podczas malowania nie wylewa się na skórki, nie tworzy smug, kryje w pełni po dwóch cienkich warstwach, nie pozostawiając nieprzyjemnych niespodzianek w postaci bąbli czy zacieków. Wykończenie jest czysto pastelowe, kremowe, sam w sobie po pomalowaniu bardzo ładnie błyszczy, ale u mnie standardowo przykryty został warstwą Good to Go, który nadal uwielbiam. Kolor jest troszeczkę podobny do mojego ukochanego Find Me An Oasis, który możecie też zobaczyć u mnie na blogu TU, ale zdecydowanie nie jest tak mocno rozbielony, jest ciemniejszy, to taki błękit w czystej postaci, który wiosną idealnie kompnuje się z jeansami, a latem swoim odcieniem przyjemnie będzie chłodził opaloną skórę. 

Ja jestem zdecydowanie na tak. A Wy co o nim sądzicie?

19 maja 2015

Rimmel Moisture Renew In Love with Ginger





Osobiście uwielbiam pomadki w wyrazistych i mocnych kolorach, ale nie u siebie. Ja stawiam raczej na delikatesy w typie "nude", subtelne i nie rzucające się w oczy. Ale są dni, kiedy nie wystarcza mi podziwianie krzykliwych kolorów u innych dziewczyn i stawiam na ten jeden, mocniejszy akcent w swoim makijażu i sięgam po czerwoną szminkę. Lubię te odcienie czerwieni, które mają kroplę pomarańczy i oranżu w swoich tonach, bo dobrze współgrają z moją karnacją, która nawet teraz, gdy jest blada po zimie, zostaje ocieplona i wygląda zdrowiej. 

Do jednego z moich ulubionych kolorów należy In Love with Ginger firmy Rimmel, z serii Moisture Renew. Absolutnie uwielbiam te pomadki za wszystko. Konsystencja jest delikatnie maślana, nadaje ustom genialny komfort podczas noszenia, nie wysusza ich, kolor jest intensywny i trwały, trwa na ustach do kilku godzin bez poprawek, mimo to, że lubi zostać w odbiciu na szklance czy kubku. Do tego zapach, niby klasycznej pomadki, ale jakże przeze mnie lubiany. Wykończenie nie jest typowo matowe, pozostawia bardzo delikatny połysk, ale nie ma nic wspólnego z wykończeniem błyszczykowym, w pomadce nie znajdziecie również żadnych drobinek. Opakowanie jest plastikowe, nie otwiera się, nie pęka, jest dość dobrze wykonane jak na tą półkę cenową.  Niska cena i świetna dostępność tych szminek sprawia, że stają się sporą konkurencją dla moich ulubionych pomadek MAC. Jeżeli jeszcze nie znacie Rimmel Moisture Renew, to zachęcam, przetestujcie. Wybór kolorów jest spory, myślę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Dla osób, które szukają pomadek podobnych do MAC, ale o zdecydowanie niższej cenie mogę podpowiedzieć, że In Love with Ginger to taki dupe dla MAC Morange czy Lady Danger. 

Znacie te pomadki od Rimmela? Lubicie takie mocniejsze kolory u siebie na ustach?

16 maja 2015

Snapshots of the Week 72

 1. Wiosenne obiady-najlepsze! 2. Naleśniki z nutellą i bananem-najlepsze! 3. Śniadanie do łóżka.
 4. Poranny earl grey.
 5. Przedpołudnie w łóżku-bo można. 6. Zestaw dnia. 7. Chwila na lekturę. 8. Zestaw dnia2.
 9. OOTD. 10. Tym pachnę. 11. W końcu mój-Sunwashed! 12. Takie przesyłki.
 13. Tea time! 14. Bajeczna paczka od Ministerstwa Dobrego Mydła. 15. Think Pink. 16. Świetna  damska kolekcja Wólczanki!



































17. Pierwsze polskie truskawki! 18. Pobudki w słońcu-lubię.

12 maja 2015

New In

































W przeciągu ostatnich kilku tygodni przybyło mi trochę nowości. Nazbierała się tego garstka, część kosmetyków jest już w użyciu, ale zdecydowanie za wcześnie na ich recenzje, więc zebrałam je do kupy i pokażę Wam, czego w najbliższym czasie możecie spodziewać się na blogu. Każdy z tych kosmetyków bowiem na pewno się tu jeszcze bliżej pokaże. A więc bez zbędnego wstępu i gadania, zapraszam na prezentację nowości kwietniowych:) 


Zacznę od całkowitych nowości w mojej pielęgnacji, mianowicie kosmetyków pochodzących z Ministerstwa Dobrego Mydła. Od kilku tygodni jest mi dane używać genialnych kosmetyków z marki, którą tworzą dwie siostry: Ania i Ula. Dziewczyny prowadzą mały sklep, ale niech nie zwiedzie Was wąski asortyment, który oferują. Znajdziecie tu naprawdę wyselekcjonowane, naturalne, ręcznie wyrabiane mydła, genialne oleje i kule do kąpieli. Wszystko oprawione jest w przepiękne, minimalistyczne opakowania i bardzo wysoką jakość, która jak widać, wcale nie musi iść w parze z ceną, bo u dziewczyn, za naprawdę genialny towar nie musimy płacić fortuny. Nie będę kopiować opisu marki Ani i Uli z ich strony, zapraszam Was serdecznie do ich sklepu online, gdzie wszystkiego dowiecie się z pierwszej ręki, ja od siebie mogę polecić wszystko, co do tej pory od Ministerstwa otrzymałam. A są to genialne dwa oleje, jeden z pestek śliwki,o cudnym marcepanowym zapachu, przeznaczony do pielęgnacji ciała i twarzy, a także włosów, genialnie koi podrażnioną skórę, nawilża, regeneruje i uelastycznia, drugi olejek z pestek malin działa równie wielofunkcyjnie, ale prócz nawilżających i regenerujących właściwości, ma również funckje antybakteryjne, zapobiega powstawaniu zaskórników czy krostek. Do tego słoiczek organicznego, nierafinowanego masła shea prosto z Ghany i dwa mydła, orkiszowe oraz ananasowe, i SPA w domu gotowe. Naprawdę-hit. 

Prosto z Minti Shop przyjechała paczka, w której znalazły się nowe Essie w kolorach, na które od dawna miałam ochotę, Borrowed and Blue, Go Ginza oraz Lovie Dovie. Do tego wybrałam peelingującą pomadkę z Sylveco, o której już wiele dobrego słyszałam i czytałam, a także kolejną nowość, tym razem do włosów, mus unoszący włosy u nasady z profesjonalnej linii L'Oreal i tu przyznać muszę, że pokładam w tym musie duże nadzieje, zobaczymy, czy je spełni.

Prosto ze sklepu MAC przyjechały do mnie dwa produkty do makijażu. Różobrązer Baby Don't Go, który widziałam u Sylwii z Lacquer Maniacs i wyglądał genialnie, sprawdza się też fantastycznie i u mnie, jestem z niego bardzo zadowolona, oraz jedna z moich ulubionych mascar, Extended Play Gigablack Lash, do której wróciłam po przerwie, nie zmieniło to jednak mojego nastawienia do niej, nadal bardzo ją lubię, genialnie wydłuża rzęsy i świetnie je rozczesuje.

Sephora kusi letnimi makijażami od najlepszych marek, jedną z nich jest Dior, tu uległam cudownemu, pastelowemu lakierowi do paznokci z letniej kolekcji, w kolorze Sunwashed. Cudowny, rozbielony żółty, myślę, że na wiosnę i lato to strzał w dziesiątkę. Trafiłam również na korektor Chanel, który świetnie stapia się z cerą, nie przesusza jej i genialnie kryje niedoskonałości.

Korzystając z urodzinowej zniżki w sklepie Organique, nabyłam trzy sprawdzone i bardzo lubiane przeze mnie produkty. Po dwóch latach przerwy, wracam do serii czekoladowej. Peeling i masło z tej relaksująco-brązującej linii, to dwa hity, nie wiem dlaczego tak długą mieliśmy od siebie przerwę, oba produkty są po prostu fenomenalne, gorąco je polecam,  do tego lekkie, ale bardzo skutecznie nawilżające i ujędrniające skórę mleczko z nasturcji i granatu i moje ciało jest gotowe na lato. 

Ostatnią nowością jest maska-krem do suchych stóp z Tołpy. Nie miałam jeszcze okazji jej przetestować, ale liczę na to, że świetnie się u mnie sprawdzi i pomoże przygotować moje stopy na nadchodzący sezon Birkenstocków:) 

I to wszystkie nowości! Czy coś szczególnie przykuło Waszą uwagę? O czym w pierwszej kolejności chcielibyście przeczytać w nadchodzących postach? 

3 maja 2015

Snapshots of the Week 71

 1. Jedna nowość i jeden ulubieniec. 2. Nowość w Rossmannie dla fanek Babydream. 3. Same cuda.
 4. Niedzielny makijaż.
 5. Domowe śniadanie, najlepsze. 6. Szparagi I like you! 7. Szparagowy nałóg cd. 8. Idealny prezent.




































9. Wieczorem. 10. Czy można mieć ich za dużo? 11. Wiosenna szafa. 12. Prezenty małe i duże.

1 maja 2015

Kosmetyczni ulubieńcy kwietnia

































Witam Was w pierwszy dzień maja, mam nadzieję, że pogoda sprzyja i u Was i pozwoliła Wam się cieszyć tym słonecznym dniem na świeżym powietrzu. Po spacerze w słońcu, wśród zieleni, lodach, gofrach i kawie ( bo więcej nie weszło!) zapraszam Was dziś na moich ulubieńców kwietnia.

Wyjątkowo w tym miesiącu pojawiło się w moich ulubionych kosmetykach miesiąca więcej kolorówki niż pielęgnacji, ale naprawdę, każdy dziś pokazany kosmetyk jest godny uwagi i wart zakupu. Zapraszam do lektury!

PIELĘGNACJA

Neutral Anti-perpisrant kupiłam po przeczytaniu recenzji na jego temat na blogu Iwetto. Iwetto, tak jak i ja, była wierna tylko i wyłącznie zielonej kulce Vichy, która faktycznie w moim przypadku, jako jedyny antyperpisrant była po prostu niezawodna. Skusiłam się zatem, zaciekawiona porównaniem Neutral do mojego ulubieńca i nabyłam go w Rossmannie za niecałe 15zł. Podpisuję się pod obietnicami producenta obiema rękoma! Dezodorant jest w kulce, całkiem bezzapachowy, nie zostawia białych plam na ciuchach i nie podrażnia skóry. Co najważniejsze, jego działanie jest genialne! Przez cały dzień chroni przed przykrym zapachem, mokrymi plamami i daje ogromny komfort. Mimo to, iż zielona kulka Vichy jest jeszcze w zapasie w mojej łazience, chwilowo poszła w odstawkę, Neutral rządzi! 

Kiehl's Creamy Eye Treatment czyli osławiony już krem pod oczy z avokado marki Kiehl's, trafił do mnie dzięki Agacie z bloga Beautyicon (Agata, jeszcze raz bardzo dziękuję!). Krem sprawdza się u mnie wybornie, stosuję go i w porannej i w wieczornej pielęgnacji. Gęsty, bezzapachowy, nie podrażnia delikatnej okolicy oczu, pięknie nawilża, wygładza, pozostawiając delikatną warstwę ochronną na skórze, współgra z każdym podkładem czy korektorem, nie roluje się. Póki co chyba ideał w tej klasie pielęgnacyjnej!

MAKIJAŻ

Bourjois CC Cream to niekwestionowany ulubieniec całego miesiąca! Jestem tak oczarowana tym kremem CC, że całkowicie odstawiłam już mój ukochany podkład Vitalumiere Aqua od Chanel. Delikatny, dający bardzo naturalne wykończenie, posiada średnie krycie, które można stopniować. Pięknie wyrównuje koloryt twarzy, kolor doskonale stapia się z moją karnacją (posiadam kolor 32 Light Beige), trwa na buzi cały dzień, nie przesusza mojej skóry, nie podkreśla suchych skórek, delikatnie i subtelnie pachnie. Świetnie kryje wszelkie zaczerwienienia, co w moim przypadku jest bardzo ważne. Wykończenie satynowe, bez płaskiego matu, ale też bez zbędnego, sztucznego błyszczenia, po prostu efekt naturalnie zdrowej skóry. Jestem pod ogromnym wrażeniem, żałuję, że odkryłam go tak późno. 

Maybelline Dream Touch Blush w kolorze 04 powrócił do mnie po dłuższej przerwie. Jego recenzja pojawiła się już na blogu, odsyłam do wyszukiwarki po lewej stronie bloga. Zapomniałam już, że ten kolor, chyba jak żaden inny, potrafi przepięknie odświeżyć twarz i dodać jej iście wiosennego rumieńca. Do tego kremowa konsystencja musu bardzo dobrze rozprowadza się na twarzy, czy to palcami czy za pomocą pędzla, idealnie stapia się ze skórą i trwa na buzi długie godziny. Polecam.

Marc Jacobs Lolita jak tylko zobaczyłam tą paletę w zeszłym roku na amerykańskich i brytyjskich blogach, wiedziałam, że kiedyś musi być moja. Samo opakowanie, klasyczne, minimalistyczne urzeka, a kolory palety, delikatne i uniwersalne, idealnie wpisują się w mój gust. Od kilku tygodni paleta jest finalnie w moim posiadaniu i mogę śmiało powiedzieć, że nie jest to tylko piękny gadżet. Cienie są świetnej jakości, kolory pięknie ze sobą współgrają i nie ważne jaki makijaż nimi wykonamy, czy pastelowy dzienny, lub przydymiony, wieczorowy, oko wygląda przepięknie. Ogromny ulubieniec, na pewno nie tylko na kwiecień.

Essie Find Me An Oasis przyszła wiosna, wróciły pastele na paznokcie. FMAO pojawił się już na blogu (ponownie odsyłam do wyszukiwarki w pasku po lewej stronie bloga), ten rozbielony błękit jest chyba jednym z moich ulubionych essiaków ever. W kwietniu wędrował na moje paznokcie raz po razie, noszony po kilka dni (tak tak, trwałość Essie), zmywany, aplikowany znowu, przypominał mi, że wiosna, mimo kapryśnych kwietniowych dni, naprawdę już tu jest.

I to wszyscy moi ulubieńcy zeszłego miesiąca. Znacie któryś z tych produktów? Macie ochotę któryś z nich wypróbować?

Życzę Wam słonecznego i przyjemnego majowego weekendu!!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...